Strony

niedziela, 7 grudnia 2014

2 rozdział: Żarty

Po pierwsze: przepraszam za tą nieobecność! Jakoś nie mogłam znaleźć czasu :(
Po drugie: przepraszam za WSZYSTKIE błędy - piszę na telefonie i nie mam wielkiej ochoty na sprawdzanie.
Podoba się? Daaaaj komentarz! <3
_______________________________________


  Dorcas weszła z Emmeliną, Alicją, Lily oraz Huncwotami do szkoły. Chłopcy jak zwykle śmiali się z kogoś - to z jakiegoś drugorocznego puchona, to z prefektów - lub robili jakieś głupie żarty. Jak zwykle głównym obiektem i królikiem doświadczalnym został Snape.
  Dla żartów zaczęli bawić się jego strojem. Rzucali zaklęcia sprawiające, że nogawki spodni wchodziły do skarpetek, sznurówki rozplątywały się, koszula wychodziła ze spodni. Ślizgon  nie mógł się pozbyć od siebie rozchichotanych Huncwotów - żadne jego słowa na nich nie działały. Gdyby nie przykry incydent z poprzedniej klasy Lily z pewnością by go obroniła - w końcu jeszcze wtedy byli przyjaciółmi. Teraz nic z tego nie zostało - dziewczyna żywiła do niego niechęć, niemal nienawiść. Często patrzył na nią błagającym wzrokiem, w którym nie było tej pewności siebie która skrzywdziła Evans.
-Myślicie, że nadal będą to robić? - Lily patrzyła z obrzydzeniem na Huncwotów.
  Dziewczyny spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Nie mów tylko, że znów bronisz...
-Nawet tego nie powiedziałam! Po prostu to obrzydliwe...
-Wiesz, teraz przynajmniej mają do tego powód - mruknęła Alicja.
-Jaki niby? - Lily nie rozumiała, o co chodzi.
-Ciebie -Emmelina postanowiła wytłumaczyć to za przyjaciółkę - Chcą go ukarać. W dodatku, o ile można to tak nazwać, szantażują go, żeby się do ciebie nie zbliżał.
-Słucham?! - ruda była niezwykle zdziwiona.
  Dorcas wywróciła oczami i westchnęła głośno.
-Byś na nich choć trochę zwracała uwagę, to byś wiedziała.
-A tak poza tym to myślisz, że czemu niby on cię unika?
  Lily zatrzymała się nagle.
-Myślałam, że nadal mu żal, w końcu nie odzywał się do mnie na wakacjach.
-Zbyt nisko i niesłusznie oceniasz Pottera - Emmelina uśmiechnęła się  figlarsko.
  We czwórkę wkroczyły do Wielkiej Sali. Usiadły przy stole Gryffindoru, bardziej na końcu, a Hunwoci oraz Frank obok nich. Longbottom osiadł przy Alicji i zaczął z nią o czymś rozmawiać, z promiennym uśmiechem na twarzy. Ci drudzy zaś szeptali coś między sobą. James starał skupić się na dwóch rzeczach na raz. Zawzięcie dyskutował z Syriuszem, w niezwykle niemiły i wulgarny sposób, oraz starał się rozmawiać jak najspokojniej z Luniakiem i Glizdogonem.
-Co oni znów knują? - po raz setny powtórzyła tego dnia Lily.
-A co robią Huncwoci? - odwrócił się w jej stronę Syriusz, dając Rogaczowi dłużej porozmawiać z dwoma przyjaciółmi. Uśmiechnął się. Iście Huncwocko.
   Dorcas patrzyła na Lily, która mierzyła chłopaków wzrokiem w stylu: nic nie zrobią, bo ja będę w pobliżu i uratuję całą szkołę, bla, bla bla...
-Nudy... - jęknęła Emmelina, opierając się o stół łokciem.
-Ciii, mała, Huncwoci niedługo wkroczą do akcji - Remus puścił jej oko.
  Takie zachowanie nie było w jego stylu. Dało się w tym wyczuć nutkę Pottera czy Blacka... A raczej tego pierwszego, bo pod jego głos starał się dopasować swój własny.
-Remusie! - oburzyła się jak zwykle ruda - Jesteś prefektem! Wystarczy, że zrobiłeś takie widowisko w pocią...
  Do Wielkiej Sali nagle wkroczyli pierwszoroczni na czele profesor McGonnagal. Prowadziła ich przez środek sali - małych, wystraszonych, oniemiałych. Z zachwytem patrzyli na sufit pomieszczenia przedstawiający rozgwierzdżone niebo.
-Co za maluchy... - mruknęli w tym samym czasie Huncwoci, po czym zajęli się dalszymi obmyślaniami.

  Zaraz po skończeniu uczty Lupin zmuszony był zaprowadzić nowych uczniów wraz z Lily do ich wieży. Spojrzał tęsknie za Huncwotami, którzy szli na samym tyle korowodu wraz z dziewczynami. Westchnął, po czym wraz z Evans wziął się za tłumaczenie poszczególnych rzeczy.
-Ach, Potter, Potter... - mruknęła Dorcas, idąc tuż obok Syriusza i Emmeliny. Ich trójka oraz reszta zgromadzonych skupiona była nie na prefektach, ale na postaci przemykającej się między ,,małymi". Był to nie kto inny jak młody Potter.
  W końcu dogonił Lily(bo w końcu miało mu też zależeć na dogonieniu Remusa?) i szedł za nią z rękoma za plecami i wielkim uśmiechem na twarzy. Ona go nie widziała - skupiła się na tłumaczeniu kultury wobec obrazów wiszących na ścianie, czym oczywiście wszyscy byli zanudzeni.
-Ehm, Lily, może by opowiedzieć o czymś nieco... Innym? - przerwał jej nagle Lupin. Powstrzymał się od słowa ,,ciekawsze" - Może by tak...
-Huncwoci? Remusie, nigdy, ale to nigdy bym się teg... - zaczęła Lily, ale on jej przerwał.
-Chciałem tylko zaproponować ci legendarne, ukryte miejsca w Hogwarcie.
  Uniosła brew.
-Dobrze. To zapewne może ktoś z was słyszał kiedyś o...
-Huncwotach - szepnął jej do ucha James.
-...o Komnacie Tajemnic...
-Huncwotów...
-...lub o Pokoju Życzeń...
-Huncwotów...
-Potter, wynocha z mojej głowy! - mruknęła do siebie.
  Potter wybuchnął śmiechem, a wraz z nim reszta gryfonów. Nawet Lupin.
-Zabiję! - krzyknęła, odwracając się w jego stronę.
-Liluś...
-Idź stąd, puki nie mam ochoty wypchnięcia cię przez tą poręcz!
  Dorcas patrzyła na swoją przyjaciółkę, która tak łatwo wyprowadziła się z równowagi przez jeden głupi żart. Starała się nie śmiać, ale po prostu nie umiała.
  Potter zawrócił ze zrezygnowaną miną. Przeczesał swoje włosy idąc na sam koniec. Towarzyszyło mu mnóstwo spojrzeń i pytanie: ,,a co to huncwoci?". Wkrótce się przekonają.
-To żeś sobie nagrabił - mruknęła Meadowes.
-To część planu, kochana.
-James, nie chodzi do końca o to! Wiesz, jak ona teraz musi się czuć? Przy wszystkich ją ośmieszyłeś! To nie było w pożądku!
  Syrisz zerknął na przyjaciela niechętnie.
-Cóż, wiesz, że niezabardzo się lubimy, ale z tym trzeba się zgodzić - odezwał się Łapa - Poza tym nie taki był plan, idioto.

  W końcu już byli we wieży swojego domu. Ogień wesoło trzaskał w kominku, a ludzie siedzieli jeszcze chwilę na kanapach i fotelach, rozmawiając razem.
  Dorcas wyszła zze swojego pokoju wraz z Alicją i Emmeliną. Lily wolały zostawić w spokoju - już ją pocieszyły, jak mogły, teraz musiała zostać sama, ze swoimi łzami i myślami.
  Dziewczyny już schodząc po schodach skupiły się na Huncwotach siedzących gdzieś w kącie. Jak podczas uczty rozmawiali, jednak znacznie zażarciej niż przedtem. Pewnie opracowywali nowy żart.
-Ej, dziewczyny! - Syriusz pomachał do nich ręką.
  Dorcas zapragnęła do nich pójść. Z drugiej strony była zła na Pottera. Potrząsnęła głową. Nie będzie rezygnowała z przyjemności tylko dlatego, bo prześladowca jej przyjaciółki zachował się nie w pożądku. Co to to nie!
-Idziemy? - spytała dziewczyn.
-Ja jestem już umówiona - westchnęła Alicja - Przepraszam.
-A ty, Emm? - tym razem Meadowes zwróciła się do Emmeliny.
-Co mi szkodzi - uśmiechnęła się do niej.
  Alicja wyszła z Pokoju Wspólnego, zaś jej dwie przyjaciółki usiadły w kącie obok Huncwotów - Dorcas okok Syriusza, a Emmelina między nią a Glizdigonem. Chłopak skulił się nieśmiało.
-Tak więc w czym rzecz? - młoda Vance spojrzała na Remusa pytająco.
-Robimy dziś imprezkę! - zawołał cicho Potter.
-O to tyle zamieszania? - mruknęła Dorcas. Zawołali je tylko po to, by pochwalić się imprezką? Wolne żarty. Gdyby nie Syriusz... Och, nieważne.
-Dorcia, Dorcia, Dorcia... Inaczej byśmy was nie zawołali - Black spojrzał na nią swymi szarymi oczami. Były takie piękne jak ocean bez dna, w którym można się zatracić.
-Jest psikus - odezwał się Petigrew.
  Dorcas wywróciła oczami. Glizdogon... Cóż, zwykle siedział cicho i nikomu nie przeszkadzał, ale na nią działał w zły sposób. Coś w nim było, co doprowadzało ją do szału i wywoływało czystą irytację.
-Dobra, potrzebujemy waszej pomocy, dziewczyny - powiedział Potter przeczesując swe kruczoczarne włosy.
  Dla jego przyjaciółek ten gest był zupełnie normalny - nie doprowadzał ich do obłędu i nie wywoływał westchnień.
-Niby jak mamy wam pomóc? - spytały jednocześnie.
  Lunatyk sięgnął do kieszeni szaty i podał im czerwone pudełeczko.
-Dajcie to temu całemu Filchowi - powiedział - Staruch siedział całe wakacje w szkole i chyba brak mu słodyczy.
  Spojrzały po sobie.
-Świetnie... - zaczęła Emmelina.
-Nie ma mowy - wtrąciła Dorcas - Niech pójdzie Glizdogon lub Potter - ja się na to nie piszę.
  Założyła ręce na piersiach. Chłopcy spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
-Nie dasz siebie wkręcić - uśmiechnął się Black. Coś się w niej poruszyło, w jej sercu coś zadrżało.
-Dobra, a tak na serio to dajcie to tym małym dziewczynkom i powiedzcie im, że to od McGonagal.
-Co wy znów knujecie? - spytała Emmelina.
-Prezent dla pierwszaków - wyszczerzył się Lunatyk - trzeciorocznych i deugorocznych zresztą też.
-Doooobra - Dorcas wstała i wzięła pudełeczko do ręki - Jak by co to wasza wina i ja na to nie miorę odpowiedzialności.
  Huncwoci uśmiechneli się niewinnie.

piątek, 22 sierpnia 2014

1 rozdział: Wszystko się zmienia

   I pierwsza notka jest!
  Mam nadzieję, że się podoba, bo siedziałam nad tym dość długi czas i starałam się wszystko jak najbardziej urozmaicić c:
  Czekajcie na kolejny wpis!

PS. Kliknijcie napis ,,KLIK'', by wprawić się w nastrój opowiadania :D

___________________________________________________

  Wakacje roku 1976 upłynęły niezwykle szybko, dzięki czemu 1 września nadszedł szybko. Był to upragniony dzień każdego ucznia uczęszczającego do Hogwartu. Także Dorcas Meadowes nie mogła się doczekać, gdy w końcu wsiądzie do ekspresu King Cross-Hogwart. Chciała w końcu zobaczyć swoich przyjaciół po dwóch miesiącach rozłąki. Stęskniła się za Lily Evans, Emmeliną Vance, Alicją Brown i oczywiście Huncwotami, czterema chłopakami, z których każdy był inny i na swój sposób wyróżniał się z tłumu.
  Wszyscy należeli do tego samego domu - Gryffindoru. Nie byli przyjaciółmi, ale panowały między nimi niezwykle zażyłe relacje. Za przykład można podać wspomniana wyżej Lilkę Evans oraz Rogacza, Jamesa Pottera,  jak to ujmuje sama Evans, palanta z całej bandy Huncwotów. Chłopak, od kiedy ją zobaczył, ubiega się o jej serce, ona zaś ciągle nie daje mu szansy. Mimo tego, co dla niej zrobi, ona jest nieugięta. To niezwykle irytuje każdego gryfona, który na co dzień musi wysłuchiwać ich, jak to pięknie ujął Łapa, najlepszy przyjaciel Jamesa, kłótni małżeńskich. Każdy ma przy nich niesamowity ubaw - nawet ci, którzy trzymają kciuki za zrozpaczonego Rogacza.
  Dorcas osobiście uwielbiała Huncwotów. Dlatego nie przeszkadzało jej to, że wepchnęli się do przedziału, gdzie siedziała wraz z Lilka i Alicją.
KLIK
-Co tam, dziewczyny? - uśmiechnął się Łapa, wchodząc pierwszy.
  Dorcas wodziła za nim wzrokiem - jak siadał na siedzeniu obok niej, jak zwykle elegancki i dostojny. I nie ma się co dziwić - jest on spadkobiercą potężnego rodu czarodziejów. Czarnowłosy, szarooki, przystojny Syriusz Black, obiekt westchnień niejednej uczennicy Hogwartu. Dorcas często przyłapywała siebie na wodzeniu za nim wzrokiem. Samym swoim wyglądem przyciągał do siebie jej oczy.
-Nie widać? - mruknęła Lily, patrząc chłodno na uśmiechniętego Jamesa. W porównaniu do wielu uczennic nie wzdychała na jego widok, wręcz przeciwnie - mierzyła go pogardliwie spojrzeniem.
-Co tak niemiło, Evans?
  Potter jak zwykle zwracał się do niej po nazwisku. I jak zwykle przeczesywał swoja czarna szopę na głowie, patrząc na nią z uśmiechem na twarzy. Jak to twierdziła Evans - idiotycznym uśmiechem jak u człowieka-roślinki.
-Znowu zaczynacie? - oburzyła się Alicja. Była niską, ładną dziewczyną o krótkich, ciemnych włosach. Na widok kłócącej się dwójki mina jej zrzedła - To dziecinne, proszę was.
-To niech on się do mnie nie odzywa.
  Lily splotła ręce na piersi i zapatrzyła się w widok za oknem, wymijając wzrok Rogacza.
-Alicjo, jak chcesz uczyć tego osła by zostawił Lilkę w spokoju... Lepiej nie próbuj. Marne masz szanse.
  Te słowa, jak zwykle wypowiedziane spokojnie, płynęły z ust Lunatyka, kolejnego Huncwota. Był najspokojniejszy z całej bandy(co nie znaczy, że najświętszy), i jak nie trudno się domyślić, dobrze się uczył. Wraz z Lily byli prefektami w Gryffindorze i spisywali się wyśmienicie.
  Siedzący w kącie Glizdogon, oraz reszta osób siedzących w przedziale, z wyjątkiem Jamesa i Lunatyka, wybuchnęła śmiechem.
  Jak łatwo da się zauważyć, Huncwoci posiadają swoje własne przezwiska. Dla innych wydają się być kompletną głupotą, zaś dla nich maja wielkie znaczenie. Są częścią ich tajemnicy, której nigdy nikomu nie wyjawili.
  Dorcia szybko ochłonęła po śmiechu. Lubiła się śmiać, ale teraz wolała porozmawiać.
-Jak wam minęły wakacje? - spytała.
-A jak miały minąć? - mruknął oschle Łapa - Blackowie to trudna rodzina...
  Wszyscy zamilkli na chwilę. Wiedzieli, co chłopak miał na myśli. ,,Zdrajca krwi" - tak zwykła nazywać go jego rodzina. W porównaniu do niemal każdego Blacka i Malfoya - obie te rodziny są powiązane nie tylko chorą obsesją na punkcie ,,czystej krwi" - nie obchodziło go, czy ktoś jest mugolakiem czy rodowym czarodziejem. Na domiar złego miast trafić do Slytherynu przyszło mu dołączyć do Gryffindoru, co było niezwykle dotkliwą hańbą dla jego rodziny.
-Spytaj się może Pottera o to, ile mu przyszło wysłać do mnie listów - Lily przełamała ciszę.
  Jak zwykle zaciekawili się, co Rogacz miał ciekawego do powiedzenia. Każdy utkwił w nim wyczekujące spojrzenie. Nawet Lunatyk oderwał się od książki.
-Eeee... - mruknął chłopak - Nie wasza sprawa!
-O ile się nie mylę, otrzymałam dziewięćdziesiąt pięć listów - wszyscy spojrzeli na Jamesa jak na księcia, który gra ballady miłosne nie tej księżniczce, co trzeba - I w każdym na inny sposób napisane ,,umów się ze mną"...
-Cicho, Evans - mruknął James. Ona jednak nie przestała.
-Hmmm, jak to szło? ,,Róże kwitną w ogrodach, chmury czerwieni zachód słońca. To mi tak Cię przypomina. Och proszę umów się ze mną! Pójdziemy w siną dal, pójdziemy do gwiazd. A ty spojrzysz w me oczy i uśmiechniesz się, szczerze".
  Remus uniósł brew, a cała reszta słuchała jej głosu. Gdy skończyła, wszyscy wybuchli donośnym śmiechem.
-Jaaames...! - powiedziała przez śmiech Dorcas.
-Taki z ciebie poeta? Nie wiedziałem!
  Dziewczynie wydawało się, jak gdyby Syriusz czytał  jej w myślach. Dosłownie to samo chciała powiedzieć.
-Tak taaak, śmiejcie się. Zobaczymy potem, kto zostanie najlepszym uwodzicielem w szkole...
   Kolejny wybuch śmiechu.
   Tak właśnie mijał czas z Huncwotami. Co prawda nie od zawsze James jest  przez nich wyśmiewany. Gdy tylko Łapa rok temu dowiedział się o jego idiotycznych zagrywkach do Lilki, zaczął krytykować jego sposoby na zdobywanie damskich serc. Podrywy Jamesa względem Evans wyglądały głównie jak zgrywanie idioty. Jedyne, czym zwracał na siebie uwagę, to popisywanie się.
  Dalsze tematy rozmowy były różne - od wakacyjnych zajęć po nowe słodycze w Miodowym Królestwie - imperium słodkości w wiosce Hogsmeade obok Hogwartu.
  Wkrótce Lunatyk wraz z Lilką poszli na zebranie prefektów, zostawiając Dorcis, Alicję, Jamesa, Syriusza oraz Petera samych.
  Rogacz westchnął, patrząc tęsknie za Evans.
-Dobra, to ja chyba idę do Smarka. Nie widzieliśmy się caaałe wakacje...
  Opuścił przedział, a zaraz za nim czmychnął Glizdek, jak zwykle ze słodyczami w rękach i kieszeniach.
-Ach, właśnie, zapomniałam, że Frank chciał się spotkać... - powiedziała Alicja.
  Frank Lingbottom był dość przystojnym gryfonem w ich wieku. Tak jak Alicja był utalentowanym czarodziejem, któremu pisane jest zostać autorem. Od piątej klasy zainteresował się dziewczyną - zaczął z nią rozmawiać i miło spędzać czas. Niezwykle sympatyczny i spokojny chłopak.
-Nie tłumacz się nawet - powiedziała Meadowes. Alicja tylko obdarzyła ją przelotnym uśmiechem. Opuściła przedział, zostawiając ją sam na sam z Blackiem.
  Siedzieli przez chwilę w ciszy. Z pewnością nie mogła trwać długo - z Huncwotem się przecież nigdy nie nudzisz! No, wyjątkiem może być Peter. Cichy, prawie nigdy nie ma nic do powiedzenia.
-To co, zostaliśmy sami, Dorcia.
  Spojrzała na niego. To był nie pierwszy raz, kiedy tak się do niej zwrócił. Mimo wszystko poczuła, jak jej serce przyśpiesza.
-Taaaak... - mruknęła dość niechętnie.
-Skąd ten nagły brak entuzjazmu?
  Westchnęła, po czym wzruszyła ramionami.
-Nie wiem, tak po prostu...
  Nic jej się nie działo. Gdy tylko największa atrakcja opuściła ten przedział(czyt. Lilka), całkiem zrzedła.
-Coś się stało?
  Czyż by Black się o nią martwił?
-Nie, tylko trochę... Jakoś jak Lily opuściła przedział stało się tak...
-...niezbyt przyjemnie? - Syriusz spojrzał na nią jak zbity pies - Czy jestem aż tak przerażający? - zażartował - Daj spokój! Znamy się...
-Tak, wiem, szósty rok.
  Meadowes spojrzała na niego jak na idiotę.
-Właśnie. Czyż byś marniała z każdym rokiem?
  Łapa niezwykle intensywnie się o nią wypytywał. A może była to tylko przyjacielska troska?
-A coś ty taki ciekawy? - powiedziała z łobuzerskim uśmiechem - Czyż by Meadowes wyłoniła się z wiecznej chwały Evans?
  Syriusz wydał się nieco ożywić, odczuwać swój żywioł. Urodzony podrywacz.
-Mówisz tak, jak gdybym to ja był w niej zakochany.
  Pochylił się nieco nad nią a ona poczuła, jak na jej twarz wstępują rumieńce. ,,Nie teraz, Dorcas" - skarciła samą, starając się powstrzymać krew napływającą do twarzy.
-Kto wie...
  Nawet nie skończyła zdania, bo chłopak rzucił się na nią, zaczynając ją łaskotać.
-Syr... Syriusz, przestań! Łap...!
  On nie przestawał. Nadal przyciskał ją do ściany i świdrował palcami po jej brzuchu, z niemałym uśmiechem na twarzy. I on zaczął się śmiać. A Dorcas tylko wierzgała się, próbując go z siebie zepchnąć.
-Syriusz! - krzyknęła w końcu, zrzucając go na ziemię.
  Huncwot pociągnął ją jednak za sobą, w czego wyniku oboje wylądowali na podłodze.
-No no, Dorcia, coś ty taka porywcza?
-Syriusz!
  Już chciała go spoliczkować, gdy nagle drzwi przedziału się otworzyły a w nich stanął nie kto inny jak Lily Evans. Patrzyła na zaistniałą scenę ze zdziwieniem.
-Co, do jasnej cholery... - zawołała - Dorcis, CO TO ZA ORGIA? Tłumacz!
  Teraz nabrała znacznie większej ochoty na pobicie Łapy.
-To... To jego wina!
-Tak tak, a kto się na mnie rzucił?
  Black zrobił minę pokrzywdzonego. Z pewnością bawiła go zaistniała sytuacja. Jego szare oczy aż emanowały śmiechem, który tłumił w głębi duszy.
-Zamknij się! - warknęła. Wstała i, obrażona, usiadła na siedzeniu.
  Lily uniosła brew i zaczęła się śmiać.
-Chyba już wiem, co takiego zabawnego widzicie między mną a Potterem.
-W waszym przypadku to wygląda jednak znacznie zabawniej.
  Lunatyk przeszedł nagle obok Lily i usiadł obok Dorcas obserwując, jak Syriusz podnosi się z ziemi.
-O tak... Te wasze KŁÓTNIE MAŁŻEŃSKIE!
-Black!
  Dziewczyna rzuciła w niego notesem, który zabrała na zebranie Prefektów. Była zła.
-Widzisz, nawet nie zaprzeczasz...
-WYJDŹ. STĄD. NATYCHMIAST! - krzyknęła Lilka, cała czerwona na twarzy.
  Łapa z uśmiechem na twarzy opuścił przedział. Gdy mijał złą dziewczynę, zdzieliła go po głowie.
-Ty też - warknęła do Remusa.
-Ale...
-Żadne ale! Dajcie mi w końcu święty spokój!
  Nie chcąc się wykłócać chłopak z westchnieniem opuścił przedział. Evans odprowadziła go wzrokiem do przedziału. Gdy w końcu miała pewność, że żaden Hucwot nie kręci się na korytarzu, usiadła z ulgą naprzeciw Dorcas.
-Mam ich dość! - zaczęła rozpaczać - Głupie Huncwociska!
-Przesadzasz... - mruknęła Mradowes.
-Kurczę, Dori, ty nie masz nawet pojęcia jak to jest, gdy jacyś idioci wiecznie nie dają ci spokoju!
-Serio przesadzasz. Wiesz, co ci powiem? NIEJEDNA dziewczyna MARZY o tym całym Potterze i ci zazdrości. Wiem, że to jeszcze dzieciak, ale traktujesz go za ostro.
-Słyszysz siebie, Dori? - Lily była oburzona.
-Lilka, do jasnej cholery, mówisz tak, jak gdybym była twoją mądrością!
  Evans zrobiła zdziwioną minę i ucichła.
-Wiesz, co ci muszę powiedzieć? Ci cali Huncwoci dorastają. Słyszysz? DORASTAJĄ!
-To nie jest możliwe - prychnęła Lily - Nadal są tacy irytujący...
-Jak ty tylko na to zwracasz uwagę! Ciągle tylko o Boże, jacy to oni źli, okropni... Luniek przyszedł by spędzić z nami czas a ty co? Wygoniłaś go, jak gdyby był Potterem!
  Przyjaciółka Dorcas patrzyła na nią w ciszy. Po chwili zaczęła płakać. Jak zwykle. Była taka delikatna...
-Ogarnij się i przestań ryczeć!
-Ale... - łkała Lily - Ja...
-Kurczę, po prostu spojrzyj na świat z innego punktu. Nie musisz od razu wybuchać jakimś płaczem. Tylko ci powiedziałam, jak to wygląda.
  Siedziały w ciszy. W końcu Lily ochłonęła. W tym momencie do przedziału weszła Emmelina Vance - ich przyjaciółka. Była wysoka, miała czarne włosy i ciemne oczy.
-Hej dzie... Lily, coś się stało?
  Usiadła obok Rudej, wyraźnie zatroskana.
-Nie...
-Znowu Potter?
-Coś ty! - Dori udała zdziwioną.
  Emmelina westchnęła i spojrzała znudzona na Lilkę.
-A ja już myślałam, że wam się układa!
  Lily prychnęła, patrząc na widok za szybą.
-Ile razy mam wam mówić, że ten Hunćwok NIGDY nie zdobędzie mojego serca?
  Vance zaśmiała się cicho.
-Ależ Lily, James... On się tak zmienił!
-Może tylko dla ciebie.
  Dorcas słuchała ich rozmowy i analizowała zdarzenia od momentu, kiedy Potter przyszedł do ich przedział. Chciała znaleźć jakiś mocny argument, lecz jej się nie udało.
-Przyszedł do przedziału, gdzie ja sobie siedziałam i zaczął gadać normalnie, jak człowiek...
  Przez długi czas Dori i Emma próbowały jakoś przekonać Lilkę do Rogacza - ona była jednak nieugięta.
  Nagle ujrzały przed swoim przedziałem rozchichotanych Huncwotów. Po chwili zobaczyły, jak Luniek z uśmiechem wyciąga różdżkę. Zaśmiał się przed wypowiedzeniem zaklęcia skierowanego do ich przedziału.
-Co oni znowu knują? - warknęła Evans, wstając z miejsca - Lupin, masz na ten tychmia...
  Już chciała wyjść z przedziału, otworzyć drzwi, ale one ani drgnęły. Próbowała tak bardzo, jak tylko się dało, ale bezskutecznie. Słyszała tylko śmiech Huncwotów.
  Po chwili Syriusz i James unieśli różdżki. Wypowiedzieli jakieś słowa - każdy inne. Chwilę później z ich sufitu zaczął - dosłownie! - padać deszcz i konfetti w kształcie czerwonych serc. Emmelina piszczała, kryjąc się, Lily wydzierała się na suszących śmiechem Huncwotów, a Dorcas... Cóż, ona rechotała się razem z chłopakami.
-Potter, dopadnę cię, jak już stąd wyjdę! - krzyknęła, a on posłał jej całusa.
 
  Gdy w końcu opuścili pociąg, wychodząc na dworzec w Hogsmeade, Dorcas spostrzegła, że nie tylko ich włosy są mokre i ozdobione konfetti. Każdy, prócz Huncwotów dostał taką miłą niespodziankę. Chłopcy dostali nawet nagrodę za swój wybryk - każdy kulał, miał czerwony ślad na policzku lub siniaka pod okiem. Tą nagrodę sprawiła im oczywiście Lilka. Przed tym nawet bawili się w berka na korytarzu...
  Nadal roześmiani Huncwoci wepchnęli się do powozu, gdzie siedziały Lilka, Emma, Alicja no i oczywiście Dori. Ta pierwsza jak zwykle nie była zadowolona z tego faktu.
-Co wy tu robicie? - warknęła.
-Och, Lilcia, nie mów, że ci się nie podobało - James przeczesał ręką kruczoczarne włosy.
-Jesteście okropni! Po tobie, Remusie, bym się nie spodziewała takiego zachowania!
  Uniósł z rozbawieniem brew.
-Przecież jestem Huncwotem. Jak mogłaś się po mnie tego nie spodziewać?
-Luniek, bo Lilka zaraz dozna załamania nerwowego - powiedział Black z uśmiechem - Czy ty nie rozumiesz, jaka to dla niej trauma?
-Najwyraźniej.