Po drugie: przepraszam za WSZYSTKIE błędy - piszę na telefonie i nie mam wielkiej ochoty na sprawdzanie.
Podoba się? Daaaaj komentarz! <3
_______________________________________
Dorcas weszła z Emmeliną, Alicją, Lily oraz Huncwotami do szkoły. Chłopcy jak zwykle śmiali się z kogoś - to z jakiegoś drugorocznego puchona, to z prefektów - lub robili jakieś głupie żarty. Jak zwykle głównym obiektem i królikiem doświadczalnym został Snape.
Dla żartów zaczęli bawić się jego strojem. Rzucali zaklęcia sprawiające, że nogawki spodni wchodziły do skarpetek, sznurówki rozplątywały się, koszula wychodziła ze spodni. Ślizgon nie mógł się pozbyć od siebie rozchichotanych Huncwotów - żadne jego słowa na nich nie działały. Gdyby nie przykry incydent z poprzedniej klasy Lily z pewnością by go obroniła - w końcu jeszcze wtedy byli przyjaciółmi. Teraz nic z tego nie zostało - dziewczyna żywiła do niego niechęć, niemal nienawiść. Często patrzył na nią błagającym wzrokiem, w którym nie było tej pewności siebie która skrzywdziła Evans.
-Myślicie, że nadal będą to robić? - Lily patrzyła z obrzydzeniem na Huncwotów.
Dziewczyny spojrzały na nią ze zdziwieniem.
-Nie mów tylko, że znów bronisz...
-Nawet tego nie powiedziałam! Po prostu to obrzydliwe...
-Wiesz, teraz przynajmniej mają do tego powód - mruknęła Alicja.
-Jaki niby? - Lily nie rozumiała, o co chodzi.
-Ciebie -Emmelina postanowiła wytłumaczyć to za przyjaciółkę - Chcą go ukarać. W dodatku, o ile można to tak nazwać, szantażują go, żeby się do ciebie nie zbliżał.
-Słucham?! - ruda była niezwykle zdziwiona.
Dorcas wywróciła oczami i westchnęła głośno.
-Byś na nich choć trochę zwracała uwagę, to byś wiedziała.
-A tak poza tym to myślisz, że czemu niby on cię unika?
Lily zatrzymała się nagle.
-Myślałam, że nadal mu żal, w końcu nie odzywał się do mnie na wakacjach.
-Zbyt nisko i niesłusznie oceniasz Pottera - Emmelina uśmiechnęła się figlarsko.
We czwórkę wkroczyły do Wielkiej Sali. Usiadły przy stole Gryffindoru, bardziej na końcu, a Hunwoci oraz Frank obok nich. Longbottom osiadł przy Alicji i zaczął z nią o czymś rozmawiać, z promiennym uśmiechem na twarzy. Ci drudzy zaś szeptali coś między sobą. James starał skupić się na dwóch rzeczach na raz. Zawzięcie dyskutował z Syriuszem, w niezwykle niemiły i wulgarny sposób, oraz starał się rozmawiać jak najspokojniej z Luniakiem i Glizdogonem.
-Co oni znów knują? - po raz setny powtórzyła tego dnia Lily.
-A co robią Huncwoci? - odwrócił się w jej stronę Syriusz, dając Rogaczowi dłużej porozmawiać z dwoma przyjaciółmi. Uśmiechnął się. Iście Huncwocko.
Dorcas patrzyła na Lily, która mierzyła chłopaków wzrokiem w stylu: nic nie zrobią, bo ja będę w pobliżu i uratuję całą szkołę, bla, bla bla...
-Nudy... - jęknęła Emmelina, opierając się o stół łokciem.
-Ciii, mała, Huncwoci niedługo wkroczą do akcji - Remus puścił jej oko.
Takie zachowanie nie było w jego stylu. Dało się w tym wyczuć nutkę Pottera czy Blacka... A raczej tego pierwszego, bo pod jego głos starał się dopasować swój własny.
-Remusie! - oburzyła się jak zwykle ruda - Jesteś prefektem! Wystarczy, że zrobiłeś takie widowisko w pocią...
Do Wielkiej Sali nagle wkroczyli pierwszoroczni na czele profesor McGonnagal. Prowadziła ich przez środek sali - małych, wystraszonych, oniemiałych. Z zachwytem patrzyli na sufit pomieszczenia przedstawiający rozgwierzdżone niebo.
-Co za maluchy... - mruknęli w tym samym czasie Huncwoci, po czym zajęli się dalszymi obmyślaniami.
Zaraz po skończeniu uczty Lupin zmuszony był zaprowadzić nowych uczniów wraz z Lily do ich wieży. Spojrzał tęsknie za Huncwotami, którzy szli na samym tyle korowodu wraz z dziewczynami. Westchnął, po czym wraz z Evans wziął się za tłumaczenie poszczególnych rzeczy.
-Ach, Potter, Potter... - mruknęła Dorcas, idąc tuż obok Syriusza i Emmeliny. Ich trójka oraz reszta zgromadzonych skupiona była nie na prefektach, ale na postaci przemykającej się między ,,małymi". Był to nie kto inny jak młody Potter.
W końcu dogonił Lily(bo w końcu miało mu też zależeć na dogonieniu Remusa?) i szedł za nią z rękoma za plecami i wielkim uśmiechem na twarzy. Ona go nie widziała - skupiła się na tłumaczeniu kultury wobec obrazów wiszących na ścianie, czym oczywiście wszyscy byli zanudzeni.
-Ehm, Lily, może by opowiedzieć o czymś nieco... Innym? - przerwał jej nagle Lupin. Powstrzymał się od słowa ,,ciekawsze" - Może by tak...
-Huncwoci? Remusie, nigdy, ale to nigdy bym się teg... - zaczęła Lily, ale on jej przerwał.
-Chciałem tylko zaproponować ci legendarne, ukryte miejsca w Hogwarcie.
Uniosła brew.
-Dobrze. To zapewne może ktoś z was słyszał kiedyś o...
-Huncwotach - szepnął jej do ucha James.
-...o Komnacie Tajemnic...
-Huncwotów...
-...lub o Pokoju Życzeń...
-Huncwotów...
-Potter, wynocha z mojej głowy! - mruknęła do siebie.
Potter wybuchnął śmiechem, a wraz z nim reszta gryfonów. Nawet Lupin.
-Zabiję! - krzyknęła, odwracając się w jego stronę.
-Liluś...
-Idź stąd, puki nie mam ochoty wypchnięcia cię przez tą poręcz!
Dorcas patrzyła na swoją przyjaciółkę, która tak łatwo wyprowadziła się z równowagi przez jeden głupi żart. Starała się nie śmiać, ale po prostu nie umiała.
Potter zawrócił ze zrezygnowaną miną. Przeczesał swoje włosy idąc na sam koniec. Towarzyszyło mu mnóstwo spojrzeń i pytanie: ,,a co to huncwoci?". Wkrótce się przekonają.
-To żeś sobie nagrabił - mruknęła Meadowes.
-To część planu, kochana.
-James, nie chodzi do końca o to! Wiesz, jak ona teraz musi się czuć? Przy wszystkich ją ośmieszyłeś! To nie było w pożądku!
Syrisz zerknął na przyjaciela niechętnie.
-Cóż, wiesz, że niezabardzo się lubimy, ale z tym trzeba się zgodzić - odezwał się Łapa - Poza tym nie taki był plan, idioto.
W końcu już byli we wieży swojego domu. Ogień wesoło trzaskał w kominku, a ludzie siedzieli jeszcze chwilę na kanapach i fotelach, rozmawiając razem.
Dorcas wyszła zze swojego pokoju wraz z Alicją i Emmeliną. Lily wolały zostawić w spokoju - już ją pocieszyły, jak mogły, teraz musiała zostać sama, ze swoimi łzami i myślami.
Dziewczyny już schodząc po schodach skupiły się na Huncwotach siedzących gdzieś w kącie. Jak podczas uczty rozmawiali, jednak znacznie zażarciej niż przedtem. Pewnie opracowywali nowy żart.
-Ej, dziewczyny! - Syriusz pomachał do nich ręką.
Dorcas zapragnęła do nich pójść. Z drugiej strony była zła na Pottera. Potrząsnęła głową. Nie będzie rezygnowała z przyjemności tylko dlatego, bo prześladowca jej przyjaciółki zachował się nie w pożądku. Co to to nie!
-Idziemy? - spytała dziewczyn.
-Ja jestem już umówiona - westchnęła Alicja - Przepraszam.
-A ty, Emm? - tym razem Meadowes zwróciła się do Emmeliny.
-Co mi szkodzi - uśmiechnęła się do niej.
Alicja wyszła z Pokoju Wspólnego, zaś jej dwie przyjaciółki usiadły w kącie obok Huncwotów - Dorcas okok Syriusza, a Emmelina między nią a Glizdigonem. Chłopak skulił się nieśmiało.
-Tak więc w czym rzecz? - młoda Vance spojrzała na Remusa pytająco.
-Robimy dziś imprezkę! - zawołał cicho Potter.
-O to tyle zamieszania? - mruknęła Dorcas. Zawołali je tylko po to, by pochwalić się imprezką? Wolne żarty. Gdyby nie Syriusz... Och, nieważne.
-Dorcia, Dorcia, Dorcia... Inaczej byśmy was nie zawołali - Black spojrzał na nią swymi szarymi oczami. Były takie piękne jak ocean bez dna, w którym można się zatracić.
-Jest psikus - odezwał się Petigrew.
Dorcas wywróciła oczami. Glizdogon... Cóż, zwykle siedział cicho i nikomu nie przeszkadzał, ale na nią działał w zły sposób. Coś w nim było, co doprowadzało ją do szału i wywoływało czystą irytację.
-Dobra, potrzebujemy waszej pomocy, dziewczyny - powiedział Potter przeczesując swe kruczoczarne włosy.
Dla jego przyjaciółek ten gest był zupełnie normalny - nie doprowadzał ich do obłędu i nie wywoływał westchnień.
-Niby jak mamy wam pomóc? - spytały jednocześnie.
Lunatyk sięgnął do kieszeni szaty i podał im czerwone pudełeczko.
-Dajcie to temu całemu Filchowi - powiedział - Staruch siedział całe wakacje w szkole i chyba brak mu słodyczy.
Spojrzały po sobie.
-Świetnie... - zaczęła Emmelina.
-Nie ma mowy - wtrąciła Dorcas - Niech pójdzie Glizdogon lub Potter - ja się na to nie piszę.
Założyła ręce na piersiach. Chłopcy spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem.
-Nie dasz siebie wkręcić - uśmiechnął się Black. Coś się w niej poruszyło, w jej sercu coś zadrżało.
-Dobra, a tak na serio to dajcie to tym małym dziewczynkom i powiedzcie im, że to od McGonagal.
-Co wy znów knujecie? - spytała Emmelina.
-Prezent dla pierwszaków - wyszczerzył się Lunatyk - trzeciorocznych i deugorocznych zresztą też.
-Doooobra - Dorcas wstała i wzięła pudełeczko do ręki - Jak by co to wasza wina i ja na to nie miorę odpowiedzialności.
Huncwoci uśmiechneli się niewinnie.